niedziela, 30 marca 2014

Prolog.

Siedziała w swoim gabinecie i przeglądała papiery.
Zegar wskazywał 22:00, a ona była dopiero w połowie porządkowania dokumentów. Od pewnego czasu jej życie było bardzo monotonne. W tygodniu pracę zaczynała o 9, a kończyła teoretycznie o 19. Niestety zawsze było 'coś jeszcze' do zrobienia. Odkąd podjęła pracę w Świętym Mungu była chyba najbardziej okupowanym lekarzem w przychodni. W weekendy natomiast cały czas siedziała w domu odreagowując pracę.
Kto by pomyślał, że parę miesięcy temu, jej życie wyglądało zupełnie inaczej.
Co wcale nie znaczy, że lepiej.
Pracowała w Ministerstwie Magii i mieszkała razem z Ronem... Sama nie wiedziała dlaczego się rozstali... (NIE! Wiedziała!) Czy to przez nią? (NIE!) To przez Rona... To przez tego dupka! W domu nie było go praktycznie przez cały czas. Być ponoć bardzo zajęty. Początkowo mu wierzyła. Był przecież Aurorem w Ministerstwie Magii. Dopiero potem, gdy jego powroty do domu było coraz późniejsze, przyjrzała się temu bliżej. Pewnego dnia wymyśliła sobie, że odwiedzi go w pracy. Weszła do jego gabinetu... Na biurku Rona siedziała Lavender Brown, patrzyli sobie w oczy i uśmiechali się. Hermiona wyleciała z Ministerstwa tak szybko, jak Harry łapał znicza w Quiddich'u. Ron wybiegł za nią, ale nie miał szansy dogonić brązowowłosej dziewczyny. Ta, gdy dobiegła do domu spakowała go i walizki wyniosła przed dom. Próbował ją przepraszać, tłumaczyć, mówił, że to był tylko 'jednorazowy incydent'... Długo nad tym myślała. Po paru tygodniach doszło do niej, że ona nawet się z tego cieszy. Nie chciała, próbowała to tłumaczyć, ale uświadomiła sobie, że długo przed tym potrzebowała jakiegoś pretekstu. Nie chciała z nim być. Nie kochała go.
...
Jeśli chodzi o rodziców...
Nigdy ich nie odzyskała. Od kiedy rzuciła na nich Obliviate i wyruszyła szukać horkruksów, już nigdy ich nie zobaczyła.
Szukała. 
Szukała wszędzie.
Nie znalazła.
W głębi serca miała nadzieję, że ujrzy ich chociaż jeszcze raz. Usłyszy ich troskliwy głos i przytuli. 
...
Z Harry'm i Ginny utrzymywała kontakty, ale nie tak częste jakby tego chciała. Para właśnie spodziewała się drugiego dziecka. Oprócz tego Wybraniec był szefem Biura Aurorów. Natomiast młoda mama, pisała artykuły do rubryki sportowej w nowej gazecie dla czarodziejów. "Wizard's Mirror", gazeta założona przez Pansy Parkinson.
...
Czy była samotna?
Nie.
Tak.
Cholernie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Czyta pan te dokumenty już dziesiąty raz...
- Chcę być pewien, że nie ma tutaj żadnych kruczków! Ta cena jest zdecydowanie za niska za taką willę... - łysol po czterdziestce poprawił okulary, które i tak zaraz z powrotem zjechały mu na sam czubek nosa i znowu zaczął czytać krótkie, proste zdania.
- Noż kur...! Ile można tłumaczyć?! Dom kupił mi ojciec, a ja nie chcę mieć z nim NIC wspólnego! Na brak kasy nie narzekam, więc cena nie wysoka! Możemy podpisywać?
- Możemy, możemy...
...
Wszedł do dwupokojowego mieszkanka na wybrzeżach Londynu. Większość jego rzeczy leżała w kartonach w korytarzu. Meble przywiezione ze starego domu, stały pod ścianami. Nie miał siły się rozpakowywać.
...
Dlaczego to zrobił? Dlaczego się przeprowadził z luksusowej willi do małego mieszkanka? Może chciał zacząć od nowa? Może chciał zapomnieć?
Odkąd Czarny Pan został pokonany minęło wiele lat, tatuaż na ręce został. Cały czas lekko swędział i przypominał o najgorszych chwilach w jego życiu.
Zmienił się.
Przestał udawać.
Niecały rok temu zwolnił się z MM i pod pseudonimem wydał swoją pierwszą książkę. Był z niej dumny. Kiedy ją opublikowano pojechał nawet do swojej matki, by podarować jej powieść w prezencie. Niestety jego matka była nie do życia. Odkąd Lucjusz trafił do Azkabanu, Narcyza nie umiała sobie z niczym poradzić. Chciał jej pomóc, bardzo chciał, ale ona odtrącała go od siebie. Zresztą tak jak wszystkich. Był na nią zły. Nie obchodziło jej jak on sobie radzi, czy ma kogoś, czy jest mu dobrze. Myślała tylko o Lucjuszu, a przecież to on najbardziej ich skrzywdził i to on wplątał ich w to całe gówno. Draco nic z tego nie rozumiał. Nienawidził ojca. Teraz stojąc w swoim nowym miejscu na ziemi, usiadł pod ścianą na przeciwko wielkiego okna. Wpatrywał się w lecące ptaki.
Mógł być kimś. Mógł mieszkać w swojej (już nie swojej) willi i co dziennie kupować co tylko by chciał.
Tylko on nie chciał.
Dopiero teraz po tylu latach zrozumiał, że nigdy tego nie chciał. Że to chciał jego ojciec. Teraz, nawet go, nie było. Jego matka była nieobecna, a jego dawni przyjaciele... Z żadnym nie utrzymywał kontaktów.
...
Czy był samotny?
Chyba.
Bardzo.
...................................................................................................................................................................
HEY! Jak Wam się podobał prolog? Może być? (: Komentujcie :> Nie wiem czemu kawałek tekstu się podświetlił :C
Pozdrawiam ;)

Wstęp - Dzień dobry.

Hey, Jestem Zuza :)
Postanowiłam pisać bloga o Dramione.
Jest to moje pierwsze spotkanie z w ogóle pisaniem czegokolwiek publicznie.
Boję się, że nic z tego nie wyjdzie :c
Ale co tam! Od razu powiem, że zaraz chcę dodać prolog.
Zanim zaczniemy, może dodam parę takich 'odbiegających' od 'rzeczywistości' faktów.
- Ożywiłam niektóre osoby,
- Voldemort pokonany, nie żyję (:
- Śmierciożercy nie żyją lub siedzą w Azkabanie :>
- Ale niektórzy zostali uniewinnieni,
- Od wojny minęło kilka lat.
Dziękuje, zaczynamy. (:
PS. Szukam bety, gdyby ktoś chciał byłabym zobowiązana ^^